Powiem krótko: nie wytrzymałem. Spokooojnie, oczywiście mowa o pozytywnych emocjach 😉 Wtorek 26 marca zaszczyciło nas swoją obecnością słońce i czyste niebo. Liczba wydzielanej endorfiny zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie i w ten oto sposób o godzinie 16:10 stałem na peronie z biletem kolejowym z uśmiechem na twarzy wyczekując na pociąg do ziemi, mojej ziemi... 😉 Identyczny schemat powtórzył się następnego dnia i odbywało by się to bez końca, aż do świąt, gdyby nie konieczność rozpisania listy zakupów i złożenia zamówienia na zestaw hydroforowy, bojler, pompy, rozdzielacz podłogówki, rury miedziane, kolanka, zawory, termometry, manometry itp... Przez 2 dni udało mi się pociągnąć układanie płytek prawie do końca. Ok.... 3/4. Wbrew pozorom jestem czyścioch, lubię ład i porządek. Widok idealnie białej ściany, namiastka sterylności to idealny prezent za trud włożony w pracę nad kotłownią.
PS. Taśma, której zapewne ktoś się zacznie czepiać, trzyma jedynie płytki w miejscu, gdzie jest otwór przyłączeniowy kotła 🙂 Dzięki temu rząd nad nim jest (powinien być) prosty. Nie mogłem przyciąć i przykleić płytek wokół otworu ponieważ nie mam jeszcze rozety rury spalinowej i nie znam jej rozmiaru 🙂